poniedziałek, 23 kwietnia 2018

O tym, jak Polacy donosili do niemieckiego okupanta


Kto zna bliżej historię własnego narodu, ten wie, że w przeszłości nie był on bezgrzeszny, jak by chcieli widzieć go - i pokazywać światu - dzisiejsi spece od polityki historycznej. Był po prostu taki, jak inne narody w naszym kręgu cywilizacyjnym. Miał w swej historii okresy chwały, ale i epizody będące powodem do wstydu, miał swoich bohaterów, ale miał i zdrajców, miał ludzi przyzwoitych, ale i  szubrawców. Choć przyznać trzeba, że aby móc tak twierdzić z całą pewnością, trzeba by lepiej znać historię innych narodów.
Mam przed sobą niewielką rozmiarami książkę znanej badaczki losów Żydów w naszych dziejach najnowszych Barbary Engelking Szanowny panie gistapo : donosy do władz niemieckich w Warszawie i okolicach w latach 1940-1941, wydaną przez Centrum Badań nad Zagładą Żydów.
Jest to analiza zbioru ponad 200 donosów obywateli polskich do władz okupacyjnych z lat 1940-141 przechwyconych w większości przez jedno z ugrupowań Armii Krajowej, którego zadaniem było przechwytywanie w urzędach pocztowych pism, najczęściej anonimowych, w obawie przed wykryciem przez konspirację antyniemiecką, i ostrzeganie osób, na które donoszono przed grożącym im niebezpieczeństwem. Z tego powodu na wielu z nich były odręczne adnotacje o próbach zastania ich pod wskazanymi adresami. Czasem próbach kilkakrotnych.


Tych donosów było tak wiele, że Armia Krajowa poczuła się zobowiązana do ostrzegania zagrożonych osób i ewentualnie ustalenia nadawców anonimów w celu ich ukarania. Z nawałem donosów przestała sobie radzić władza okupacyjna, która w końcu zaczęła nagradzać tych mieszkańców Warszawy i okolic, którzy zdołaliby wykryć autorów fałszywych donosów i śledzić pracowników poczty, którzy współpracowali z armią podziemną.
Donoszono głównie na ludzi i rodziny, co do których były podejrzenia o działania konspiracyjne, uskarżanie się na warunki życia powodowane przez okupanta, posiadały znaczący majątek, prowadziły udana działalność gospodarczą i o których było wiadomo, że są Żydami. Pisane były na ogół niewprawną ręką, w niezgodzie z zasadami gramatyki i ortografii języka polskiego. Co wskazuje, że ich autorzy rekrutowali się z niższych warstw społecznych. Do nielicznych wyjątków należały donosy pisane mniej więcej poprawną polszczyzną, a wnosząc z ich treści byli to konkurenci biznesowi lub artyści donoszący na swych kolegów odmawiających kolaboracji z okupantem.
Autorka na podstawie tej, niewielkiej w gruncie rzeczy reprezentacji zachowanych donosów, do których udało się jej dotrzeć (większość jest w archiwach IPN), grupuje donosy m.in. wedle ich autorów, ofiar i motywów donosicielstwa.
Formułując końcowe wnioski autorka  wystrzega się zbyt daleko idących generalizacji, co usprawiedliwia właśnie niewielką liczbą donosów w stosunku do całości, której wielkość jest trudna do ustalenia, ale skoro w wyniku jednego tylko ugrupowania,  działającego na ograniczonym obszarze i w dość krótkim czasie uchowało się ich ponad 200, a okupant w końcu zaczął okazywać zniecierpliwienie ich nawałem, co angażowało wielu funkcjonariuszy, to nie ulega wątpliwości, że donosicielstwo pisemne musiało być masowe. A jeszcze było ustne. Nadawcy bowiem skarżą się nierzadko, że próbowali osobiście donieść, ale nie zostali przyjęci i wysłuchani.
Mnie jednak w kontekście obecnej sytuacji w Polsce naszła pewna bulwersująca refleksja. Bulwersująca być może dla czytających moja relację z lektury książki. Otóż, jak wspomniałem, donosy pochodziły w przeważającej większości od osób niewykształconych, jeśli zatrudnionych przed wojną to jako robotnicy lub w usługach. Dla nich każda władza, była władzą z wszystkimi jej przymiotami, zwłaszcza gdy osobiście nie zostali dotknięci represją, i źle postrzegali tych, którzy się jej przeciwstawiali.
Kiedy czytam na forach społecznościowych wpisy apologetów obecnej władzy w Polsce, pisane oczywiście już lepszą polszczyzną, choć bardzo często daleką od norm kultury językowej i kultury funkcjonowania społecznego w ogólności, zbyt często operującą inwektywami i insynuacjami, mam wrażenie pewnego podobieństwa postaw wobec władzy. Władza jest opresyjna, ale daje żyć, a jeszcze nie odczuwa się jej zła, więc lepiej ją popierać i potępiać opozycję. Zwłaszcza, gdy rządzący dają przykład.
 
Reprodukcja reprodukcji jednego z listów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz