Minął termin składania wymaganych stu tysięcy podpisów dla kandydatów na prezydenta. I co się okazuje? Zdołało tego dokonać dziewięciu kandydatów prawicy, w tym ubiegający się o reelekcję obecny prezydent, i tylko jedna kandydatka lewicy. No, ale jeśli pani Ogórek jest lewicowa, to tym bardziej za lewicowego uznałbym Janusza Palikota. Oboje są bowiem tymi, którymi akurat w danym dniu czy miesiącu być wypada. Tyle, że Palikot jednak coś dla idei równości praw mniejszości już zrobił.
Więc - na razie - jest 9 : 2. i jest to wynik naciągany. A jak by nie patrzeć, końcowy wynik będzie brzmiał 1 : 0. Jest tylko pytanie, czy prezydent będzie prawicowy w wersji light (Komorowski), czy hard (Duda).
Można sądzić więc, że lewica jest w odwrocie. Nie ma elektoratu. Uważam jednak, podobnie jak wielu publicystów, że elektorat, wprawdzie nie większościowy w stosunku do centrowego i prawicowego, jest. Wszak cztery lata temu SLD, który zdawał się wtedy bardziej ideowo wyrazisty, i Ruch Palikota, który miał na sztandarach hasła ewidentnie lewicowe, zebrały w sumie 20 % poparcia, a po kilka procent uzyskały jeszcze inne stronnictwa lewicowe.
Niestety, w ciągu tych czterech lat partia Millera krok po kroku traciła swą lewicowość, a do tego wyzbyła się kolejnych wartościowych osób, zaś sam przewodniczący zaczął zachowywać się jak pijane dziecko we mgle, wchodząc w niemożliwy do zaakceptowania przez elektorat alians z PiS-em oraz narzucając bez żadnych konsultacji kandydaturę nieznanej z żadnych przejawów lewicowości kandydatkę na prezydenta. Apatyczne struktury terenowe wykazały się jednak dyscypliną i uzbierały dla niej pokaźną liczbę podpisów poparcia.
Ruch Palikota popełniwszy jedno wielkie głupstwo przez usunięcie ze swych szeregów Wandy Nowickiej, popełniało potem następne - z coraz większą częstotliwością i w coraz gorszym stylu, by w końcu ulec całkowitemu rozkładowi.